"Czasem kiedy masz wszystkiego dość... spoglądasz w gwiazdy... i one zawsze tam są..."
Mushishi

5 grudnia 2016

Relacja z konwentu - XmasCon 2016 [Kraków]

XmasCon- czyli najbardziej świąteczny konwent w Polsce dobiegł końca.


wyprawka
Wydaje mi się, że to jedyny taki konwent, gdzie osoby z kupionymi wcześniej biletami muszą stać w kilometrowej kolejce przed wejściem, a osoby bez biletu czekają tylko kilka minut... Kolejka długa, ale szła dość sprawnie, nawet śnieżek troszkę popruszył i ułatwił wczucie się w klimat konwentu.

Po dotarciu do wejścia otrzymałyśmy z MK wyprawkę z Tuposławem (to ten reniferek). Obeszłyśmy wystawców, jak zawsze było ich dość sporo i było w czym wybierać. Jednak w tym roku zamiast w gadżety inwestowałam w żarcie... no cóż, pewnie przytyło mi się z parę kilo :P.
Udon od Hidamari SUSHI

JEDZENIE
Jak już o jedzeniu mowa… było w czym wybierać. Zapiekanki, taiyaki, sushi, onigiri, dango, takoyaki, makaron, wybór był ogromny.

My kupiłyśmy od Hidamari sushi zestaw sushi oraz Udon. Troszkę rozczarowana byłam grubością makaronu (udon zawsze kojarzył mi się z grubymi kluchami :P) ale zupa była smaczna, syta i gorąca. Sushi jak zawsze pyszne. 
Drugiego dnia skusiłyśmy się z MK na takoyaki, bardzo fajnym dodatkiem były płatki ryby, które pod wpływem gorąca zdawały się tańczyć ;).


PANELE
No, ale nie samym jedzeniem i wystawcami człowiek żyje, najważniejszym punktem są oczywiście panele.

Azja Express
Najbardziej podobały mi się panele organizowane przez studentów z IBDiW z UJ. Żałuję tylko, że panel „Azja Express” nie trwał dwie godziny, bo nie wszyscy zdążyli opowiedzieć o swoich podróżach do państw Azjatyckich. Ciekawostki, zdjęcia i możliwość posłuchania relacji z pierwszej ręki to naprawdę fajna sprawa.

„Domowe gotowanie po japońsku – zjedz swoje hobby” (paullsia) również przyjemnie się słuchało. Podobało mi się zwłaszcza to, że podane zostały informacje gdzie dobrze zaopatrzyć się w odpowiednie składniki, a jakie sklepy raczej omijać. Nie zabrakło także przepisów i innych wskazówek. Sala była pełna, a my z MK musiałyśmy gnieść się z innymi pod drzwiami, bo zwyczajnie nie było miejsca.

„Sucharem i mięsem czyli o tłumaczeniach mang na zupełnie bardzo poważnie” prowadzone przez pana Dybałę (tłumacza z J.P.F.’u). Pan Dybała odpowiadał na najczęściej zadawane mu pytania, o relacjach tłumacz-redakcja, jak wygląda przeciętny dzień tłumacza, kto nadaje się do tego zawodu, a także o „badaniach” czyli np.o wycieczce do NASA, gdzie mógł zobaczyć statek i porozmawiać z kosmonautą, w celu lepszego poznania świata z mangi Blame.

cosplay - D.Gray Man
No i najważniejsze punkt programu, czyli cosplay. Myślę, że całkiem nieźle poprowadzony, nie obyło się bez wpadek (rozsypane piórka, które okazały się być zmorą dla alergików, a wyglądały tak niewinnie), ale scenki były dość sensowne. Najbardziej podobała mi się scenka z D.Gray Man’a (która tak nawiasem mówiąc wygrała).

Cosplay na korytarzach również zacny, było na czym oko zawiesić. Prócz "stałych bywalców" takich jak Edward z FMA, Vocaloid Miku, czy też Goku z Dragon Ball'a można było wpaść na łyżwierzy z Yuri on Ice, a nawet na biedroneczki z widelcami na plecach ;). Chciałam wpaść na korytarzu na Kandę (D.Gray Man), ale niestety nie widziałam go poza sceną. Wiele osób było ubranych na krótki rękaw czy też nawet bez koszulek, co jest dowodem na to, że mimo chłodu, na konwencie panowała gorąca atmosfera.


A teraz tak z innej beczki... Na duży plus jak dla mnie łazienki. Niby nic wielkiego, ale myślę, że to dowód na to, że organizatorzy starali się myśleć o wszystkim. Nie było takiego syfu jak zawsze spotykam w łazienkach, a nawet papieru toaletowego nie zabrakło. Bardzo miłe zaskoczenie, zważywszy, że czasem jak muszę na jakimś konwencie skorzystać z toalety to chce się mdleć na sam widok. Zazwyczaj to cosplayerzy zostawiali największy bałagan po sobie (farby w umywalkach, zostawione waciki itd.), teraz wiem, że jest nadzieja, że jednak mogą fajnie wyglądać i nie psuć innym konwentu swoim bałaganiarstwem. Nie wiem jak z prysznicami, bo spałyśmy poza placówką...


Podsumowując. Konwent jak najbardziej na plus, wystawcy – ok (szału nie było, ale wybór był dość spory), panele fajnie przygotowane i bardzo zróżnicowane, dało się wyczuć świąteczną atmosferę.

To był nasz ostatni konwent w tym roku, oby więcej takich w przyszłym ;).

Kilka zdjęć i łupy ;)
cosplay - Alvin i wiewiórki
korytarz z wystawcami


takoyaki z ośmiornicą i krewetkami

sushi
breloczek Kise

uzupełnienie kolekcji mangowej

Ten oto przystojniaczek nie został kupiony na konwencie,
ale dostałam go od MK na Mikołajki - dziękuję KOchana ;*

4 listopada 2016

W poszukiwaniu japońskich smaków - YetzTu [Poznań]

Niedawno MK miała urodziny (sto lat KOchana!) i z tej okazji zaprosiła mnie na japoński obiad. Byłyśmy w Poznaniu na Japaniconie, postanowiłyśmy więc odwiedzić knajpę z ramen.

YetzTu

Kanajpka jest bardzo mała, jest tam chyba tylko 5-6 stolików i cztery miejsca przy barze (ale mogę się mylić, bo dokładnie nie pamiętam). Dzięki temu można było lepiej wczuć się w klimat tych knajpek z ramen, które często można widzieć w anime lub dramach. Niestety, żeby móc tam zjeść, trzeba wcześniej zarezerwować stolik, nam się jednak jakimś cudem udało dostać, ponieważ ktoś wcześniej skończył … trzeba mieć niesamowitego farta. Jak tam siedziałyśmy, wiele osób musiało się obejść smakiem.
Wygodne siedzenia, na  ścianie telewizor z Japońskimi programami kulinarnymi, wielkie menu na tablicy, pluszaki (Totoro!) i mangi/magazyny z motywami z anime to wszystko dodawało takiego klimatu, że odnosiło się wrażenie, że jest prawie jak w Japonii.


Edamame
Kelnerki bardzo miłe i pomocne, widać było, że wiedzą wiele o tym co jest podawane i tłumaczyły jak jeść ramen, otwierać napój o którym napiszę później, a nawet jak się je przystawki z czym miałam mały problem.

Na przystawki zamówiłyśmy Edamame (fasolka) i dla tych którzy kiedyś to zamówią mała wskazówka: je się tylko groszki ze środka, wyciska się je. Ja chciałam zjeść całość i było to dziwne uczucie, bardzo twarda i kująca powłoczka nie była zbyt przyjemna. MK zamówiła Kimchi (kapusta w stylu koreańskim), która ma bardzo charakterystyczny smak, polecam spróbować.

Na danie główne oczywiście zamówiłyśmy Ramen. Yakitori ramen nie jest typowym japońskim daniem, tylko troszkę zmodyfikowaną wersją. Szaszłyczki z kurczaka były bardzo fajnym dodatkiem. Pani kelnerka powiedziała, że najpierw je się makaron siorbiąc (żeby go ostudzić), potem dodatki, a na koniec bulion. Bardzo podobał mi się sposób podania (niestety nie zrobiłam zdjęcie).
Ramune

Do picia zamówiłyśmy Ramune. W XIX wieku do Japonii przywieziono z Anglii lemoniadę, z racji tego, że Japończycy mieli duży problem z wymawianiem słowa „lemonade” zastąpili go nazwą „Ramune”. Ten napój doczekał się także ciekawego opakowania. Otwieranie butelki sprawia nie lada frajdę. Butelka ma ciekawy kształt, zamknięta jest marmurową kulką, którą trzeba zamaszyście wcisnąć do wnętrza za pomocą dołączonego kapsla. Kuleczka zatrzymuje się w zwężeniu szyjki powodując też, że napój „eksploduje” - efekt podobny do tego, który łatwo uzyskać po energicznym wstrząśnięciu napoju gazowanego.  Smak też bardzo dobry.

Następnym razem na pewno spróbuję Wonton nachos, które mnie bardzo intrygują.

Jeśli kiedykolwiek będziecie w Poznaniu, baaaardzo polecam zajrzeć do YetzTu, na pewno nie pożałujecie!

10 października 2016

Relacja z konwentu - Japanicon 2016

Japanicon, Japanicon i po Japaniconie.

Bardzo lubię konwenty organizowane przez Miohi, w tym roku odbył się 8-9 października w Zespole Szkół Ogólnokształcących nr 4 na osiedlu Czecha 59 oczywiście w Poznaniu.


wyprawka konwentowicza

Na miejsce konwentu dotarłyśmy z M po 10, ale kolejka nas przeraziła, na szczęście osoby mające zakupiony wcześniej bilet miały osobną kolejkę, która była bardzo malutka, więc od razu otrzymałyśmy przesłodką, żółtą wyprawkę. Na opasce były japońskie znaczki z nazwą konwentu, książeczkę z rozpiską oraz identyfikator, niestety bez smyczy, przez co nie miałam jak nosić go z dumą na piersi.

Budynek szkoły idealnie był przystosowany. Duży hol z wystawcami, duże sale, nikomu nie groziło zgubienie się. Jedynie ulokowanie gastronomii w małym pomieszczeniu było nie do końca przemyślane, zwłaszcza jeśli chodzi o zupę, której nie da się zjeść na stojąco, a stolików było malutko.





ATRAKCJE
Jak zawsze wszystko co nas interesowało było w tym samym czasie. Ale to chyba już norma...
panel Historia anime w Polsce

Bardzo podobały mi się panele Aldara na których byłam, m.in. „Dziwne kulty w Kraju Kwitnącej Wiśni” i „Śmierć po Japońsku”, od razu widać było, że wie o czym mówi i wykładał bardzo ciekawie. Gdybym miała takich wykładowców, z chęcią chodziłabym na zajęcia. Na panel „Konwenty w Polsce – Fakty, mity, legendy”, który prowadził z CELL767 można było się pośmiać i dowiedzieć co nieco jak to wszystko wyglądało zanim zaczęłam chodzić na konwenty.

Na Japaniconie panel miało też wydawnictwo Waneko, szkoda tylko, że zawsze te panele są tak późno. Można było zadać swoje pytania.

koncert Mikaru

A wisienką na torcie był koncert Mikaru. Członek japońskiego zespołu G.L.A.M.S., który ma bardzo fajny głos. Zdziwiłam się tylko tak małym zainteresowaniem, bo koncert był naprawdę dobry. Fajna atmosfera pod sceną, dobra muzyka i przemiły, uroczy wokalista, który nie dość, że dobrze mówił po angielsku to jeszcze nauczył się kilku polskich słów. Z M miałyśmy tą przyjemność, że przed koncertem wpadłyśmy na Mikaru i naszym zdaniem lepiej wygląda w codziennych ubraniach :P.




WYSTAWCY
wystawcy
Tu nie ma co narzekać. Dużo, fajnie usytuowani, ogromny wybór. Troszkę zawiodła mnie Yatta, nie była tak wypasiona jak np.na Pyrkonie. W ogóle jakby nie fakt, że ciekawie wyeksponowali Sherloka to bym nie wiedziała, że to oni.

sushi

JEDZENIE
Tradycyjnie zamówiłyśmy sushi u HidamariSushi, które jak zawsze było dobre. Do tego Taiyaki z rybkami i dango oraz nowość: Ramen. Za 15 zł można było spróbować Ramen gotowanego przez samego Pana Shina Yasudę (właściciela wydawnictwa J.P.F.). Nie była to jakaś tam zupka z torebki tylko wypasiona (jak na taką cenę) zupa nie zabrakło w niej mięsa i kamaboko, co wywarło na mnie duże wrażenie.
Dla spragnionych było także bubbleTea (tym razem spróbowałam jabłkowego z kuleczkami o smaku „coś dobrego”… mniam)



Podsumowanie
Konwent jak najbardziej udany. Ciekawe prelekcje, fantastyczne koncerty (prócz Mikaru można było iść także na koncert Die Milch), no i oczywiście pełno gadżetów do kupienia.

Niestety znalazł się jeden wielki minus. Syf w łazienkach. I nie jest to minus spowodowany przez organizatorów, tylko przez samych uczestników. Umazane umywalki, mocz na podłodze, smród, urwane klamki. Brak kultury osobistej niektórych osób jest dokuczliwy i głównie dlatego nigdy nie zdecyduję się na nocowanie w szkole... Niektórzy zapominają o tym, że szkoła to nie chlew, a konwent jest dla ludzi, a nie świnek.

Na koniec kilka fotek z konwentu i moje zdobycze ;)

hol
Cosplay
brelok z Goku
uzupełnianie zbiorów mangowych

trzy figurki, które tworzą jedną ;)
Japanicon to jeden z lepszych konwentów na których byłam ;)

8 września 2016

W poszukiwaniu japońskich smaków - Musso Sushi

Jest kilka rzeczy, które każdy fan mangi/anime/Japonii chciałby w życiu zrobić są to np.wyjazd do Japonii (Akihabara!), albo kupienie figurki... są to różne rzeczy, ale myślę, że każdy chciałby zjeść Japońskie dania, ale nie takie zupki z torebki, tylko prawdziwe. Nie trzeba lecieć do Kraju Kwitnącej Wiśni, ale ich spróbować. Ja znalazłam takie miejsce w Krakowie.

Musso Sushi.

Jest to Japońska restauracja w której mistrzem kuchni jest rodowity Japończyk, można było go zobaczyć w jednym z odcinków Master Chef'a. To była nasza druga i na pewno nie ostatnia wizyta w tym lokalu, znajdującego się na Zwierzynieckiej 23.

Wnętrze jest moim zdaniem schludne, eleganckie, choć niestety niezbyt orientalne. Według mnie przydałoby się więcej akcentów podkreślających pochodzenie potraw. Lubię siedzieć przy oknie, tak by patrzeć na ulicę po której przemieszcza się tłum ludzi (w końcu to Kraków ;)), dlatego też nie skorzystałyśmy z miejsc "przy barze", ani tych w drugim pomieszczeniu. Fotele są tak usytuowane, żeby klient mógł mieć wrażenie intymności.

Obsługa bardzo miła, jestem raczej niedoświadczona jeśli chodzi o azjatyckie smaki, a pani Kelnerka cierpliwie i szczegółowo odpowiadała na moje pytania, doradzała, ale nie była zbyt nachalna ze swoim zdaniem.

No i teraz pora na najważniejsze, czyli jedzenie.
Jako czekadełko dostałyśmy piklowane warzywka. Bardzo dobre! I od razu dostałyśmy pyszną zieloną herbatę.
czekadełko + herbatka

Zarówno za pierwszym razem, jak i teraz zamówiłyśmy obie ulubione danie pewnego blondyna z wioski ukrytej w liściach, który bardzo chciał zostać Hokage - tak, chodzi o Ramen. Bulion z wołowiną, jajkiem, makaronem, szpinakiem i grzybami shimeji jest pyszny. Ponadto jedna porcja jest duża, a przez mięso i makaron bardzo syta. Dlatego też tym razem, jako drugie danie zamówiłyśmy coś niewielkiego.
ramen

Ja wzięłam pierożki Gyoza. Od bardzo dawna chciałam ich spróbować. Dostałam cztery pierożki z nadzieniem z kurczaka (były też inne do wyboru np. ze szpinakiem lub z kaczką, albo wieprzowiną), jak dla mnie miały troszeczkę za mało sosu w sobie (na stole był sos sojowy więc można było sobie pomaczać), ale ja po prostu lubię ten charakterystyczny smak.
pierożki gyoza

MK zamówiła sałatkę, która była bardzo smaczna. Wiem, bo skubnęłam troszkę z jej talerza (wiem, wiem mało kulturalnie, ale nikt nie patrzył).
sałatka

Tym razem nie brałyśmy deseru, ale poprzednio trafiłyśmy na deser z Yuzu, nie było go w menu, bo jest raczej okazjonalnie. Był to krem z skorupką z cukru na górze (to ma chyba jakąś specjalną nazwę :P). To był chyba najlepszy deser jaki kiedykolwiek jadłam. Zdecydowanie owoce Yuzu podbiły moje kubki smakowe.


A niżej zdjęcia z poprzedniej wizyty w Musso Sushi ;)
znów ramen

czekadełko




deser z Yuzu <3

16 sierpnia 2016

Relacja z konwentu - RYUcon 2016 (Kraków)

Ryucon, Ryucon, po Ryuconie…

kubeczki z Ryuconowymi smokami
(mój poomarańczowy, MK niebieski)

W zeszłym roku byłyśmy na XmasCon’ie (relację znajdziecie na blogu ;) ), było bardzo przyjemnie. Ryucon był w tej samej szkole, ci sami organizatorzy (FunCube), a tematyka bardzo ciekawa – yokai, więc pomyślałyśmy z MK „Czemu nie? Jedziemy!” tak więc znalazłyśmy się znów w Krakowie na konwencie.

Ze zdjęć wynika, że kolejka była duuuża, my trafiłyśmy z opóźnieniem, dzięki czemu mogłyśmy od razu wejść bez stania w kolejkonie. Lokalizacja jest dobra, z dala od ruchliwych ulic, niedaleko duży sklep, a i pizzeria też bliziutko, także za to spory plus. Nawet pokestop się przy wejściu trafił (60 drowzee złapane). No, ale wracając do konwentu…

Przy wejściu jak zawsze otrzymałyśmy zestaw konwentowicza. Książeczka z rozpiską, opaskę na rękę i identyfikator i tu miłe zaskoczenie… były 4 rodzaje identyfikatorów do wyboru, a wszystkie piękne – prezentowały się na nich smoki które były w tym roku wizytówką konwentu (tak, te ludziki na informatorze to smoki).
Informator (na okładce smoki)

ATRAKCJE
Wybrałyśmy sobie kilka paneli na które chciałybyśmy iść, jedne lepiej przygotowane inne gorzej…
Moim zdaniem najlepszym panelem był:

Yokai wynaleziony – duchy i demony miejskich legend od okresu Edo” (Magdalena Pinczer) – świetnie poprowadzony panel, ciekawych rzeczy się dowiedziałam, prezentacja jak najbardziej fajna. Sala była pełna, ludzie się nie mieścili, więc przypuszczam, że nie tylko ja tak uważam. Były wymienione yokai, które już znałam (np. teke teke), ale nie zabrakło też tych, o których pierwszy raz słyszałam (m.in. yokai liżący sufit… nice). Uważam, że można było przedłużyć ten panel na kolejną godzinkę, ciekawego materiału pewnie by nie zabrakło.

Innym interesującym panelem było: „Przed ołtarzem w Japonii” (Skeri), na którym pokazane były tradycyjne śluby i te całkiem zwariowane (śluby z udziałem Hello Kitty, albo ślub z postacią z gry). Wyjaśnione było m.in. skąd tradycja picia trzech łyków sake przed ołtarzem, albo czemu pan młody daje wybrance grzebień. Ponadto pokazano z czego składa się tradycyjna suknia ślubna… powiem wam, że to ciężka sprawa… nie chciałabym brać ślubu w Japońskiej sukni ślubnej w lato, można by się ugotować.

Dekodując symbol Japonii – wizerunek Maiko z Kyoto” (Magdalena Grela) – widać, że autorka panelu znała się na tym co mówiła, opowiadała o wszystkim: od fryzury, przez makijaż, po same dzwoneczki schowane w podeszwie butów… świetna prezentacja.

Powyższe panele wywarły na mnie największe wrażenie podczas tego konwentu.
Miałyśmy też odwiedzić kapliczkę ślubną i kapliczkę smoków… ale zapomniałyśmy przez nadmiar atrakcji… czego żałuję.

WYSTAWCY
Mało – brakowało m.in. Yatty, czy też J.P.F.’u. Nie mówię, że było źle… wystawcy na poziomie ;) oferty m.in., AniuShop, Kitsunebu czy Waneko jak zawsze kuszące, a i ręcznie robione gadżety zachęcały do sięgnięcia po portfel.
Można było też założyć prawdziwą yukatę oraz dostać swoje imię napisane w językach azjatyckich (skusiłam się na to ostatnie).



JEDZENIE
Dla głodnych konwentowiczów też coś się znalazło. Makarony, sushi (jak zawsze HidamariSushi odwaliło kawał dobrej roboty - obowiązkowy przystanek na każdym konwencie), onigiri, hamburgery i nowość na konwentach: Yume Takoyaki (pyszne <3! POLECAM). Do tego ostatniego kolejka ciągle była duuża i miałam wrażenie, że w ogóle nie maleje. Chyba każdy był głodny nowych wrażeń smakowych.



sushi - przepyszne!

Podsumowując 
Pozytywnie zakręceni ludzie stworzyli wspaniały klimat, tańczyli między stoiskami, idąc korytarzem rozdawali cukierki, a System Try częstował kostkami cukru (słooodko ;) ). Atmosfera świetna, cosplay'e jak zawsze zacne (miło widzieć postaci z anime paradujące po korytarzach), tylko muzyka nizebyt konwentowa, jakby mało było piosenek z anime... 
Konwent zdecydowanie udany, oby więcej takich ;)

Pora na zdjęcia:

bubbleTea - uwielbiam!

Cosplay - Yona i Hak <3

Pieczenie Takoyaki

Takoyaki
Takoyaki to kuleczki z nadzieniem. Ja wybrałam mieszany zestaw - wszystkich dostępnych smaków: ser, ośmiornica i krewetka - najbardziej mi smakowała krewetka ;).

No i konwentowe łupy:

Uzupełnianie kolekcji mang i nowelek

Japoński tomik mangi od WANEKO

Naklejki, które dostałam od MK :*
Plakacik z moją ulubioną parą ;)

No i na koniec - identyfikator

6 lipca 2016

Słów parę o mandze No.6 - minirecenczja

Tytuł: No.6
Autor: Asano Atsuko
Wydawnictwo: Studio JG
Rok wydania w Polsce: 2014-2016
Format: Manga
Ilość tomów: 9




Świat wyniszczały przez wojny, gdzie wzniesiono kilka miast w których mieli się schronić ludzie – to właśnie świat z mangi No.6.

Miasto zwane No.6 jest wspaniałym miejscem, nie ma w nim agresji oraz przestępstw, bo i po co? Przecież wszyscy są w nim mili, dookoła wszędzie pełno luksusu, jak chociażby sieć komunikacji wewnątrz budynku mieszkalnego. Takie właśnie życie wiódł Shion…  do dnia swoich dwunastych urodzin. Tego właśnie dnia, podczas burzy dał schronienie pewnemu chłopcu, który przedstawił się jako Szczur. I właśnie to zdarzenie odmieniło jego życie na zawsze. Rano tajemniczy chłopiec znikł, a do drzwi domu Shion’a zapukali ludzie z Wydziału Bezpieczeństwa Publicznego. Główny bohater wraz z matką zostali przeniesieni do najuboższej dzielnicy oraz odebrane zostały im wszystkie przywileje.
Po czterech latach pracujący już Shion wiedzie spokojne życie. Do czasu, gdy podczas swoich codziennych czynności wraz ze współpracownikiem odkrywają ciało mężczyzny. Sprawa szybko zostaje zamieciona pod dywan. Po tym zdarzeniu zdegustowany Shion nie ukrywa swojego nieprzychylnego zdania na temat władz miasta. Chwilę później jego współpracownik pada martwy na ziemię, jego ciało nagle starzeje się, a z karku wydostaje się tajemnicza pszczoła. Władze oskarżają młodego chłopaka o morderstwo, w końcu tak było najwygodniej dla nich. Na szczęście z pomocą przybywa stary znajomy.

Pierwowzorem tej mangi jest dziewięciotomowa nowelka. Z tytułem zapoznałam się na początku tego roku, gdy M zachęciła mnie do anime. Ekranizacja bardzo przypadła mi do gustu, od razu więc sięgnęłam po mangę, którą zaliczam do jednej ze swoich ulubionych.
Autorka ciekawie wykreowała świat, doskonale pokazując różnice między ludźmi z różnych sfer. Nie tylko to jest atutem tego tytułu, ale głównie bohaterowie. Inteligentny, ufny, szczery i niewinny Shion jest absolutnym przeciwieństwem dzikiego i cynicznego Szczura. Mają całkowicie inne podejście do otaczającej ich rzeczywistości, fajnie się dopełniają. Jednak najlepsze w tym wszystkim jest to, jak pokazano przemianę bohaterów, z czasem, jak poznają siebie lepiej, zmienia się też ich sposób patrzenia na świat, a także oni sami.
Pozostali bohaterowie nie są, aż tak wyraźnie zarysowani lecz na pewno nie są jednowymiarowi.

Myślę, że jest to tytuł, który może spodobać się każdemu. Fajnie wyważona historia, niebrzydka kreska… jedynym przeciwwskazaniem mogą być relacje męsko-męskie. Jestem osobą, która nie lubi yaoi, shounen-ai i innych tego typu anime/mang. W No.6 pojawia się jakaś więź między bohaterami tej samej płci, jest tam zalążek podtekstu romantycznego, ale nie jest to nachalne, więc nie przeszkadza to w odbiorze historii i nie odstrasza.

Polskim wydaniem tego tytułu zajęło się studio JG. Bardzo podobały mi się ich obwoluty (zwłaszcza niebieska wersja tomu 7), a to, że pojawiło się kilka okładek z limitowanej edycji jest dodatkowym kąskiem, gdyż można sobie wybrać, która okładka podoba się bardziej. Do tego jeszcze booklety z zabawnymi wstawkami do historii, które po prostu musiałam mieć.


Tytuł ten polecam każdemu ze względu na ciekawe postaci, dobrze zbudowany świat oraz klimat opowieści. Moim zdaniem jest to manga warta przeczytania.

26 czerwca 2016

Słów parę o mandze Acony - minirecenzja

Poprzednio opisywałam moje wrażenia odnośnie Prize, a teraz kolej na kolejny Pyrkonowy zakup.
Acony, manga wydana przez Waneko w ramach… prima aprilis.

Tytuł: Acony
Autor: Kei Toume
Wydawnictwo: Waneko
Rok wydania: 2016
Format: Manga 3w1


Muszę przyznać, że wydanie jest śliczne. Dużo kolorowych stron, manga wydana jest jako 3 w 1, tłumaczenie też przyjemne. Jeśli chodzi o wydanie to Waneko się spisało. Natomiast jeśli mowa o wyborze…
Zapowiadało się fajnie. Motomi przeprowadza się do dziadka, ponieważ jego matka musi często jeździć na wyjazdy służbowe, a przecież nie zostawi chłopaka samego. Dziadek chłopca wynajmuje mieszkanie w starym budynku… i nie jest to zwykły budynek. Jest tam wielu dziwnych mieszkańców, w tym fioletowo-włosa dziewczynka - Acony, która twierdzi, że nie żyje. Pierwsza część (pierwszy tom wydania japońskiego) ciekawie wprowadza w historię. Jest dużo tajemnic i z niecierpliwością chce się czytać dalej, by poznać ich rozwiązanie. Jednak im dalej się czyta, tym napięcie spada. Historia zamiast krążyć wokół tajemnicy, opisuje problemy życia w starym budynku "z duszą" oraz jego specyficznych mieszkańców. A samo rozwiązanie historii mnie osobiście rozczarowało. Czekałam na historię z lekkim dreszczykiem i tajemnicą, a dostałam zlepek historyjek mieszkańców z pewną dozą humoru. Mi osobiście nie przypadło to do gustu, ale spotkałam się z wieloma pochlebnymi opiniami. Oby Waneko opłaciło się wydanie tej mangi i skusili się na więcej tak ładnie wydanych tytułów. No bo cóż, niska cena, świetna jakość, tylko historia dziecinna, gdyby to było coś na miarę Watashitachi no Shiawase na Jikan byłabym wniebowzięta ;).


11 czerwca 2016

Słów parę o Prize (KattLett) - minirecenzja

Na tegorocznym Pyrkonie w oczy rzuciło mi się "Prize".

Słyszałam wiele dobrego o KattLett, ale także wiele złego. Ta młoda, polska autorka wzbudza w naszym fandomie skrajne emocje. Dla jednych jej twórczość to dno, dla innych genialna rozrywka. Postanowiłam więc sama sprawdzić i na własnej skórze przekonać się co w trawie piszczy.

Tytuł: Prize
Autor: KattLett
Wydawnictwo: Kotori
Wydanie: 2016
 Format: opowiadanie/nowelka/książka*
*niepotrzebne skreślić


Myślę, że dobrze zrobiłam zaczynając swoją przygodę z KattLett od tego opowiadania zamiast od mangi... pozwoliło mi to sprawdzić sposób prowadzenia fabuły i kreacje bohaterów nie kupując serii mang. No, ale do rzeczy.

Pomysł był ciekawy. Dziewczyna wyjeżdża do Japonii, tam zostaje porwana i "oddana" jako nagroda w ręce chłopaka, który wygrał nielegalne walki... mogłoby to być coś ciekawego, gdyby nie zmarnowany potencjał. Fabuła jest przewidywalna, poza tym wszystko dzieje się za szybko – miłość zrodzona w jeden dzień? Prawie jak bajki Disneya. Ponadto treść jest bardzo niekonsekwentna. Przykład? Prize (bo tak nazywana jest bohaterka) zostaje własnością Tigera. Chce uciec, rzuca nawet w niego kaktusem... no przynajmniej próbuje. Spędza z nim jeden dzień, zamknięta przez niego w mieszkaniu. A gdy nadarza się okazja żeby uciec, co robi? Czeka na niego grzecznie pod drzwiami... Było więcej takich kwiatków, np. Prize zna język Japoński - czasem zna go dobrze i rozumie wszystko, a czasem nie rozumie nic, więc już sama nie wiem czy ona w końcu go umie, czy też nie... Może ona działa jak słownik w internecie? Jak ma zasięg wi-fi to rozumie, a jak nie ma zasięgu to zapomina?

Pomysł na postaci jest całkiem niezły… no przynajmniej na męską część. Tiger - łagodny z charakteru romantyk, który bierze udział w nielegalnych walkach. Rascal - lekko psychopatyczny i niezbyt uprzejmy koleś, który wiele znaczy w półświatku. Są ciekawi, dynamiczni, fajnie zarysowani. Została jeszcze główna bohaterka: Prize - najmniej udana postać, bardzo sprzeczna - niby jest odważna, ale się boi, niby chce uciec, ale chce zostać... taka jakaś... bardzo, ale to bardzo niedopracowana jest. Zaryzykuję stwierdzeniem, że bez wyrazu. Nie wzbudza w czytelniku (czyt. we mnie) żadnych emocji. No może jedną: zażenowanie jej głupotą.

Styl pisania autorki jest przystępny, szybko się czyta, jest płynny i to się akurat chwali. Przyjemnie się czyta coś co jest pisane tzw. lekkim piórem.

Może wyjaśnię czemu na początku napisałam, że to moim zdaniem opowiadanie. Myślę, że niestety nie zasługuje ten tytuł na miano ani książki, ani nawet nowelki, mimo iż rysunki są całkiem ładne.


Reasumując... przepłaciłam :P. Przed KattLett jeszcze długa droga. Jak wiele polskich młodych autorek (spotkałam się kilka razy z tym) ma problem z przewidywalnością fabuły i nieumiejętnością rozwinięcia postaci. Nie umie porwać czytelnika, a tym bardziej go zaskoczyć. Przystępny styl pisania to nie wszystko. Także dla mnie to koniec przygody z KattLett. Może kiedyś, jeśli stworzy coś bardziej ambitnego to sięgnę po jej tytuł, ale w chwili obecnej spasuję bo czuję, że inne jej dzieła są na podobnym poziomie.