Na tegorocznym Pyrkonie w oczy rzuciło mi się
"Prize".
Słyszałam wiele dobrego o KattLett, ale także wiele złego.
Ta młoda, polska autorka wzbudza w naszym fandomie skrajne emocje. Dla jednych
jej twórczość to dno, dla innych genialna rozrywka. Postanowiłam więc sama
sprawdzić i na własnej skórze przekonać się co w trawie piszczy.
Tytuł: Prize
Autor: KattLett
Wydawnictwo: Kotori
Wydanie: 2016
Format:
opowiadanie/nowelka/książka*
*niepotrzebne skreślić
Myślę, że dobrze zrobiłam zaczynając swoją przygodę z KattLett
od tego opowiadania zamiast od mangi... pozwoliło mi to sprawdzić sposób
prowadzenia fabuły i kreacje bohaterów nie kupując serii mang. No, ale do
rzeczy.
Pomysł był ciekawy. Dziewczyna wyjeżdża do Japonii, tam
zostaje porwana i "oddana" jako nagroda w ręce chłopaka, który wygrał
nielegalne walki... mogłoby to być coś ciekawego, gdyby nie zmarnowany
potencjał. Fabuła jest przewidywalna, poza tym wszystko dzieje się za szybko –
miłość zrodzona w jeden dzień? Prawie jak bajki Disneya. Ponadto treść jest
bardzo niekonsekwentna. Przykład? Prize (bo tak nazywana jest bohaterka)
zostaje własnością Tigera. Chce uciec, rzuca nawet w niego kaktusem... no
przynajmniej próbuje. Spędza z nim jeden dzień, zamknięta przez niego w
mieszkaniu. A gdy nadarza się okazja żeby uciec, co robi? Czeka na niego
grzecznie pod drzwiami... Było więcej takich kwiatków, np. Prize zna język
Japoński - czasem zna go dobrze i rozumie wszystko, a czasem nie rozumie nic,
więc już sama nie wiem czy ona w końcu go umie, czy też nie... Może ona działa
jak słownik w internecie? Jak ma zasięg wi-fi to rozumie, a jak nie ma zasięgu
to zapomina?
Pomysł na postaci jest całkiem niezły… no przynajmniej na męską
część. Tiger - łagodny z charakteru romantyk, który bierze udział w
nielegalnych walkach. Rascal - lekko psychopatyczny i niezbyt uprzejmy koleś,
który wiele znaczy w półświatku. Są ciekawi, dynamiczni, fajnie zarysowani. Została
jeszcze główna bohaterka: Prize - najmniej udana postać, bardzo sprzeczna -
niby jest odważna, ale się boi, niby chce uciec, ale chce zostać... taka
jakaś... bardzo, ale to bardzo niedopracowana jest. Zaryzykuję stwierdzeniem,
że bez wyrazu. Nie wzbudza w czytelniku (czyt. we mnie) żadnych emocji. No może
jedną: zażenowanie jej głupotą.
Styl pisania autorki jest przystępny, szybko się czyta, jest
płynny i to się akurat chwali. Przyjemnie się czyta coś co jest pisane tzw.
lekkim piórem.
Może wyjaśnię czemu na początku napisałam, że to moim
zdaniem opowiadanie. Myślę, że niestety nie zasługuje ten tytuł na miano ani
książki, ani nawet nowelki, mimo iż rysunki są całkiem ładne.
Reasumując... przepłaciłam :P. Przed KattLett jeszcze długa
droga. Jak wiele polskich młodych autorek (spotkałam się kilka razy z tym) ma
problem z przewidywalnością fabuły i nieumiejętnością rozwinięcia postaci. Nie
umie porwać czytelnika, a tym bardziej go zaskoczyć. Przystępny styl pisania to
nie wszystko. Także dla mnie to koniec przygody z KattLett. Może kiedyś, jeśli
stworzy coś bardziej ambitnego to sięgnę po jej tytuł, ale w chwili obecnej
spasuję bo czuję, że inne jej dzieła są na podobnym poziomie.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz