"Czasem kiedy masz wszystkiego dość... spoglądasz w gwiazdy... i one zawsze tam są..."
Mushishi

26 czerwca 2016

Słów parę o mandze Acony - minirecenzja

Poprzednio opisywałam moje wrażenia odnośnie Prize, a teraz kolej na kolejny Pyrkonowy zakup.
Acony, manga wydana przez Waneko w ramach… prima aprilis.

Tytuł: Acony
Autor: Kei Toume
Wydawnictwo: Waneko
Rok wydania: 2016
Format: Manga 3w1


Muszę przyznać, że wydanie jest śliczne. Dużo kolorowych stron, manga wydana jest jako 3 w 1, tłumaczenie też przyjemne. Jeśli chodzi o wydanie to Waneko się spisało. Natomiast jeśli mowa o wyborze…
Zapowiadało się fajnie. Motomi przeprowadza się do dziadka, ponieważ jego matka musi często jeździć na wyjazdy służbowe, a przecież nie zostawi chłopaka samego. Dziadek chłopca wynajmuje mieszkanie w starym budynku… i nie jest to zwykły budynek. Jest tam wielu dziwnych mieszkańców, w tym fioletowo-włosa dziewczynka - Acony, która twierdzi, że nie żyje. Pierwsza część (pierwszy tom wydania japońskiego) ciekawie wprowadza w historię. Jest dużo tajemnic i z niecierpliwością chce się czytać dalej, by poznać ich rozwiązanie. Jednak im dalej się czyta, tym napięcie spada. Historia zamiast krążyć wokół tajemnicy, opisuje problemy życia w starym budynku "z duszą" oraz jego specyficznych mieszkańców. A samo rozwiązanie historii mnie osobiście rozczarowało. Czekałam na historię z lekkim dreszczykiem i tajemnicą, a dostałam zlepek historyjek mieszkańców z pewną dozą humoru. Mi osobiście nie przypadło to do gustu, ale spotkałam się z wieloma pochlebnymi opiniami. Oby Waneko opłaciło się wydanie tej mangi i skusili się na więcej tak ładnie wydanych tytułów. No bo cóż, niska cena, świetna jakość, tylko historia dziecinna, gdyby to było coś na miarę Watashitachi no Shiawase na Jikan byłabym wniebowzięta ;).


11 czerwca 2016

Słów parę o Prize (KattLett) - minirecenzja

Na tegorocznym Pyrkonie w oczy rzuciło mi się "Prize".

Słyszałam wiele dobrego o KattLett, ale także wiele złego. Ta młoda, polska autorka wzbudza w naszym fandomie skrajne emocje. Dla jednych jej twórczość to dno, dla innych genialna rozrywka. Postanowiłam więc sama sprawdzić i na własnej skórze przekonać się co w trawie piszczy.

Tytuł: Prize
Autor: KattLett
Wydawnictwo: Kotori
Wydanie: 2016
 Format: opowiadanie/nowelka/książka*
*niepotrzebne skreślić


Myślę, że dobrze zrobiłam zaczynając swoją przygodę z KattLett od tego opowiadania zamiast od mangi... pozwoliło mi to sprawdzić sposób prowadzenia fabuły i kreacje bohaterów nie kupując serii mang. No, ale do rzeczy.

Pomysł był ciekawy. Dziewczyna wyjeżdża do Japonii, tam zostaje porwana i "oddana" jako nagroda w ręce chłopaka, który wygrał nielegalne walki... mogłoby to być coś ciekawego, gdyby nie zmarnowany potencjał. Fabuła jest przewidywalna, poza tym wszystko dzieje się za szybko – miłość zrodzona w jeden dzień? Prawie jak bajki Disneya. Ponadto treść jest bardzo niekonsekwentna. Przykład? Prize (bo tak nazywana jest bohaterka) zostaje własnością Tigera. Chce uciec, rzuca nawet w niego kaktusem... no przynajmniej próbuje. Spędza z nim jeden dzień, zamknięta przez niego w mieszkaniu. A gdy nadarza się okazja żeby uciec, co robi? Czeka na niego grzecznie pod drzwiami... Było więcej takich kwiatków, np. Prize zna język Japoński - czasem zna go dobrze i rozumie wszystko, a czasem nie rozumie nic, więc już sama nie wiem czy ona w końcu go umie, czy też nie... Może ona działa jak słownik w internecie? Jak ma zasięg wi-fi to rozumie, a jak nie ma zasięgu to zapomina?

Pomysł na postaci jest całkiem niezły… no przynajmniej na męską część. Tiger - łagodny z charakteru romantyk, który bierze udział w nielegalnych walkach. Rascal - lekko psychopatyczny i niezbyt uprzejmy koleś, który wiele znaczy w półświatku. Są ciekawi, dynamiczni, fajnie zarysowani. Została jeszcze główna bohaterka: Prize - najmniej udana postać, bardzo sprzeczna - niby jest odważna, ale się boi, niby chce uciec, ale chce zostać... taka jakaś... bardzo, ale to bardzo niedopracowana jest. Zaryzykuję stwierdzeniem, że bez wyrazu. Nie wzbudza w czytelniku (czyt. we mnie) żadnych emocji. No może jedną: zażenowanie jej głupotą.

Styl pisania autorki jest przystępny, szybko się czyta, jest płynny i to się akurat chwali. Przyjemnie się czyta coś co jest pisane tzw. lekkim piórem.

Może wyjaśnię czemu na początku napisałam, że to moim zdaniem opowiadanie. Myślę, że niestety nie zasługuje ten tytuł na miano ani książki, ani nawet nowelki, mimo iż rysunki są całkiem ładne.


Reasumując... przepłaciłam :P. Przed KattLett jeszcze długa droga. Jak wiele polskich młodych autorek (spotkałam się kilka razy z tym) ma problem z przewidywalnością fabuły i nieumiejętnością rozwinięcia postaci. Nie umie porwać czytelnika, a tym bardziej go zaskoczyć. Przystępny styl pisania to nie wszystko. Także dla mnie to koniec przygody z KattLett. Może kiedyś, jeśli stworzy coś bardziej ambitnego to sięgnę po jej tytuł, ale w chwili obecnej spasuję bo czuję, że inne jej dzieła są na podobnym poziomie.